Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Bolesławiec
Lis z Fortu Benton

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Któż dzisiaj w Bolesławcu pamięta jeszcze dwie niszczejące od kresu II Wojny Światowej, ale nawet pod koniec lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku nadal piękne budowle, romantycznie wkomponowane w zieleń podmiejskiego lasu: willę "MARYA" – jej nazwa widniała nad jednym z głównych wejść do tego okazałego budynku – oraz nieco dalej położony gmach z charakterystyczną przednią ścianą, ozdobioną czterema kolumnami i wspartym na nich trójkątnym frontonem z pustym, gładkim tympanonem?

Wszak pozostały już tylko ich nieliczne ryciny, stare fotografie - no i oczywiście resztki fundamentów, tych tak dostojnych niegdyś obiektów, oplątane obecnie gęstwiną pokrzyw, dokładnie zamaskowane krzewami, trawą i rosnącymi tu i ówdzie na ceglano-kamiennych szczątkach drzewami. Mieszkańcy ulicy Leśnej, Jana Matejki, Robotniczej, nieco dalej położonej Jeleniogórskiej, ówczesnego 22 Lipca i Armii Ludowej powszechnie nazywali je "pałacami". Od zakładów energetycznych ich bryły oddzielał kilkusetmetrowy pas porośniętego starodrzewem terenu, mającego w znacznej części powierzchnię urozmaiconą dziesiątkami regularnych dołów, stanowiących pamiątkę po dawnych poszukiwaczach złota. Wzniesione na jego skraju "pałace", niemal nie uszkodzone w trakcie działań wojennych, opuszczone długo dogorywały w cieniu dorodnych sosen, świerków, brzóz i dębów. Tak urokliwe położenie, a także tajemnicze, popadające w ruinę wnętrza stanowiły oczywiście niezwykle pożądane tło dla wszelakich zabaw i dziecięcych gier wojennych, które czasem przybierały zbyt prawdziwy charakter, zwłaszcza gdy dochodziło do konfrontacji "wojowników" z "Robotniczej" z przeciwnikami z tak zwanych "Lip", Młodociani mieszkańcy okolicy w lesie jak i opustoszałych, powoli ginących budowlach odnajdywali sporadycznie różne niebezpieczne pozostałości drugowojenne.

Niestety, czasami owe odkrycia miały finał tragiczny. Społecznością miasta wstrząsnął straszny wypadek, do jakiego doszło w jednym z budyneczków gospodarczych większego z "pałaców". W wyniku bezmyślnego igrania z niewybuchem nastąpiła eksplozja...

Ponieważ w tamtych latach dzieciarnia nie znała jeszcze telewizji - o internecie nie wspominając – gdy tylko nadarzyła się okazja, z zapałem pędzono na dawne filmy "akcji", wywołujące dzisiaj u większości współczesnych kinomanów co najwyżej uśmiech politowania. Systematycznie tudzież namiętnie czytywano powieści przygodowe, w tym rozchwytywane książki Karola Maya, a wśród nich oczywiście "Winnetou". Pod wpływem poznanej literatury gmach z tympanonem awansował do miana "Fortu Benton". Trzeba tu jednak wyjaśnić, iż określenie to zaczerpnięto z dzieła innego. Tym razem naszego pisarza, Arkadego Fiedlera, autora opowieści "Mały Bizon", mówiącej o życiu prawdziwej, historycznej postaci ze szczepu Czarnych Stóp.

Bladolicy bolesławieccy Indianie o poobijanych kolanach i łokciach na frontowej ścianie "fortu", pomiędzy środkowymi kolumnami nagryzmolili węglem drzewnym stosowny napis, informujący wszystkich o tym, że ta część grodu nad Bobrem dumnie pretenduje do roli skrawka Dzikiego Zachodu. W "twierdzy" i jej okolicy dochodziło do zaciętych zmagań "bladych twarzy" z "czerwonoskórymi" wojownikami. Wrzask, jaki towarzyszył tego typu "starciom" mógł powalić z pewnością amerykańskiego bizona, nie spowodował jednak ucieczki rodzimych lisów, bytujących w różnych zakamarkach gmachów, a zwłaszcza w suchych od dawna, wielkośrednicowych odprowadzeniach ścieków i podobnych kanałach. Zdarzyło się, że w trakcie jednego z mniej hałaśliwych "działań specjalnych" kilku wywiadowców z "Robotniczej" poszukiwało o zmierzchu w podziemiach "pałacu" skarbca swoich wrogów z "Lip". Nagle panująca w piwnicach cisza została przerwana odgłosem jakiegoś gwałtownego skrobania, dobiegającego z okolic wylotu ogromnej, kamionkowej rury.

W półmroku wynurzył się z niej lisi ogon, a szybko pracujące tylne kończyny wyraźnie wskazywały, że rudzielec ma uwięzioną głowę. Nieszczęsny lis dla cywilizowanych "dzikich" z pobliskich ulic uosabiał niemal demona zagłady, więc zamierzali dać jak najszybciej drapaka, nie bacząc na brak efektów zwiadu. Nim jednak zdążyli sromotnie zrejterować, wyzwolony zwierzak prysnął tyłem jak pocisk i zniknął w głębi ciemnego korytarza. Dopiero wtedy wystraszeni członkowie "oddziału wydzielonego" bez zażenowania zwiali w przeciwną stronę, porzucając słoik z płonącą w nim świeczką.

Gdy po kilku dniach sprawdzono ową ceramiczną tubę, znaleziono w niej kłąb pordzewiałego drutu kolczastego i... nieuzbrojony granat obronny! Doszło do wizyty wojskowych specjalistów - a rodzice zabronili zwaśnionym plemionom zbliżać się do "Fortu Benton". Podobno nie wszyscy "wojownicy" te zakazy potraktowali rzetelnie i poważnie...

Więcej informacji znajdziesz w gazecie bolesławieckiej
Express Bolesławiecki


Zdzisław Abramowicz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Niedziela 19 maja 2024
Imieniny
Celestyny, Iwony, Piotra

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl