Z reguły śpią na ławkach w parku, a zimą chowają się przed mrozem na dworcu. Żyją z dnia na dzień zbierając złom i puszki żeby mieć jakiekolwiek pieniądze. Bolesławieccy bezdomni mimo, że nie jest ich tak wielu jak w innych miastach, żyją tak samo. - Nie chcę korzystać z noclegowni z bardzo prostej przyczyny: trzeba być trzeźwym, a to jest nie do zaakceptowania przez większość z bezdomnych dotkniętych chorobą alkoholową – mówi pan Henryk, bezdomny od 8 lat. – Sprzedawałem wszystko z domu, byle się napić wódki, wpadłem w długi i straciłem mieszkanie. Teraz zbieram puszki a za kasę kupuję chleb i picie. Śpię tam, gdzie ciepło. Czy nie chciałbym mieć domu tak jak inni ludzie? Mi wszystko jedno, już się przyzwyczaiłem – kończy.
Takich ludzi jest więcej. Jak mówią, w lecie jest najlepiej, bo można spać pod gołym niebem, włóczyć się całymi dniami w poszukiwaniu jakiegokolwiek sposobu na zarobienie drobnych pieniędzy. Dużo gorzej jest zimą, gdy trzeba poszukiwać jakiegoś ciepłego kąta, a jako sposób ogrzewania traktuje się wypity alkohol. Czy myśleli kiedykolwiek o podjęciu pracy? – Nikt nie przyjmie gościa bez meldunku – mówi Zygmunt, kolejny z bolesławieckich bezdomnych – więc o żadnej robocie nie może być mowy. Siedzę i piję, czasem wyżebram parę złotych od ludzi. A czy Bolesławianie są hojni? – Często dają jakieś grosze, ale wolą kupić bułkę czy chleb, boją się, żebym nie przepił tych pieniędzy.