Wieczorem 28 listopada pani Joanna zeszła do skrzynki na listy odebrać pocztę. W tej samej chwili na schodach położył się jeden ze stałych bywalców budynku przy ulicy Polnej. Kiedy kobieta zwróciła mu uwagę, że chce przejść, zaczęła się kłótnia.
- On najwyraźniej szukał zaczepki – opowiada pani Joanna. - Najpierw usłyszałam kilka wyzwisk, a w momencie, kiedy chciałam go minąć, rzucił we mnie szklaną butelką. Jak mówi, odruchowo zakryła twarz, więc rozbite szkło poczuła na ręku i policzku.
- Mężczyzna zaczął się ze mną szarpać, nie chcąc mnie przepuścić – wspomina. - Pchnął mnie na schody, przez kilka dni bolała mnie ręka. Uciekłam, a on próbował mnie gonić. Na szczęście po pijanemu nie był w stanie poruszać się zbyt szybko.
Na szczęście mąż pani Joanny był wtedy w domu. Gdy mężczyzna zobaczył pana Pawła, zaczął uciekać. Kobieta nie ukrywa, że boi się swoich sąsiadów i ich towarzyszy, bo nigdy nie wiadomo, czego się po nich spodziewać. Kobieta spodziewa się drugiego dziecka. Kiedy została zaatakowana, napastnik wiedział, że jest ona w ciąży.
Po tym, co stało się 28 listopada, przez kilka dni pod rząd w nocy mężczyzna dobijał się do drzwi mieszkania kobiety, krzycząc, że zrobi jej krzywdę lub ją zabije. - Usłyszałam też, że powinnam być czujna, bo pewnej nocy ktoś może włamać mi się do mieszkania, kiedy będę spała i może się stać coś złego.
Policja została wezwana zaraz po incydencie. Pani Joanna mówi, że nie pojechała do szpitala, ponieważ nic się jej nie stało. Zdarzenie to pokazało, że kobieta oraz inni mieszkańcu ulicy Polnej 18 mają powody, by nie czuć się bezpiecznie. Mimo strachu kobieta nie chce dłużej milczeć. Jak zapowiada – chce złożyć doniesienie w związku z groźbami karalnymi.
Do sprawy wrócimy.