Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk

Bolesławiec
''Łowiecka'' przygoda

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Jeszcze nie tak dawno, bowiem do lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku w Trzebieniu, Pstrążu i Świętoszowie stacjonowały wielkie ilości sowieckiego wojska.
''Łowiecka'' przygoda
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

„Bratnia” (oczywiście w owym czasie) armia, przewidziana w oficjalnie rozpowszechnianych założeniach strategicznych do realizacji „pokojowych” - a w istocie agresywnych działań - po zakończeniu drugiej wojny światowej ochoczo zawłaszczyła tu potężny poligon z ogromnym osiedlem garnizonowym tudzież słusznym kawałem ziemi. Utworzyli go już znacznie wcześniej Niemcy w okolicach wspomnianych trzech miejscowości.

Kombinat militarny Pstrąże - zwany także Strachowem - był w Polsce bodaj największym powierzchniowo obiektem użytkowanym przez wojska ZSSR. Zajmował obszar 20 744 hektary. W jego skład wchodziły liczne gmachy koszarowe „obudowane” imponującą ilością garaży dla pojazdów kołowych i gąsienicowych, magazyny sprzętu i uzbrojenia - jak również poligon wojskowy. Wielki skład amunicji i paliw oraz smarów ulokowano w lesie, rozciągającym się opodal Trzebienia.

Łącznie stacjonowało tam ponad dziesięć tysięcy żołnierzy wraz z rodzinami.

Oczywiście taka masa ludzi chciała coś robić poza służbą. Ulubioną rozrywkę części wysokogwiazdkowej kadry stanowiły polowania. Co prawda w miejscach odbywania wojskowych ćwiczeń jedyną „zwierzynę” – którą zresztą trudno uznać za łowną – stanowiły nieliczne gryzonie, bowiem sarny, dziki, jelenie a nawet lisy dawno w popłochu opuściły wiecznie wstrząsane eksplozjami pocisków piaszczyste pustkowie, zryte dokładnie gąsienicami pojazdów bojowych, ale przecież w okolicy nie brakło spokojniejszych zakątków kniei. A któżby się przejmował faktem, iż stanowiły one obszary zagospodarowane przez legalnie działające na nich polskie koła łowieckie…

Musiało więc od czasu do czasu dochodzić do konfrontacji sowieckich miłośników „ochoty” z polskimi myśliwymi. Jedna z takich „przygód” wyglądała pozornie bardzo zabawnie, jednak w istocie jej uczestnikom nie było do śmiechu.

Oto w trakcie polowania zbiorowego w okolicach Okmian do linii rozstawionych na stanowiskach myśliwych poczęła zbliżać się jakaś hałaśliwa i całkiem nie zwierzęca wataha. Las huczał od trzasku łamanych gałęzi, a donośne nawoływania i gromkie przekleństwa wykluczały pomyłkę – to szła tyraliera mołojców, pragnących „ubit kabana” lub „szto drugoje”. Stojący w wyznaczonych punktach nasi nemrodzi na wszelki wypadek rozładowali broń i skonsternowani oczekiwali na rozwój wydarzeń.

Wkrótce pierwszy, zasapany i zionący wódką „bratni myśliwy” pojawił się na śródleśnej drodze. Powiódł zmętniałym wzrokiem po okolicy i dostrzegł Polaka z dubeltówką. „Riebiata, ka mnie bystra, bystra !!!” zawrzasnął na całe gardło. Po chwili z krzaków rosnących pomiędzy pniami drzew wytoczyło się kilkunastu jego towarzyszy. Większość miała jakieś sztucery i dwulufowe strzelby, ale pojawił się też osobnik uzbrojony w wojskową broń maszynową. Ten miał chyba za zadanie - w razie wielce prawdopodobnego pudłowania – skutecznie poprawiać dzieło pijanych pobratymców. Na szczęście nie posuwało się za nimi działo pancerne ani czołg …

Nie było na co czekać, na dany trąbką sygnał polscy myśliwi także przybyli na puszczański trakt. Przez jakiś czas mierzono się wzajemnie wzrokiem, po czym łowczy koła dzierżawiącego obwód podszedł do niemile zaskoczonych „towarzyszy”. Rozpoczęto bezsensowną wymianę zdań, mającą na celu „ustalenie”, która to ze „stron” wlazła bezprawnie na obcy teren.

Rosyjski prowodyr wyciągnął jakąś mapę i zawzięcie podtykał ją pod nos polskiemu myśliwemu. Początkowo żaden z adwersarzy nie chciał ustąpić, zanosiło się więc na niezłą rozróbę. Niestety, w owym czasie nie było jeszcze telefonów komórkowych… Ostatecznie jednak ekipa sowieckich mołojców - klnąc na czym świat stoi - niechętnie opuściła łowisko. Również polskim nemrodom jakoś odechciało się polowania…

Kilka tygodni później w lesie znaleziono rozszarpana pociskami sarnę, Nie było wątpliwości, kto i z jakiej broni zaszlachtował to zwierzę …

.

Więcej informacji znajdziesz w gazecie bolesławieckiej
Express Bolesławiecki


Zdzisław Abramowicz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Niedziela 19 maja 2024
Imieniny
Celestyny, Iwony, Piotra

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl