Na teren dworski wchodziło się w zasadzie przez dwie bramy – Górną, usytuowaną w ogrodzeniu od strony kościoła i Dolną, zlokalizowaną od strony huty. Obie przetrwały do dzisiaj, a zostały wykonane z piaskowca w drugiej połowie XIX wieku. Każdą tworzą cztery neogotyckie, symetrycznie rozmieszczone względem osi drogi wjazdowej wieżyczki - dwie większe w środku i dwie mniejsze po bokach. Na nich od strony wewnętrznej wykuto widoczne także obecnie tarcze herbów, należących do miejscowych dziedziców. Obok nich uformowano tablice, na których wyryto – niestety, już dzisiaj zniszczone - teksty. Wystrój Dolnej Bramy wzbogacono dodatkowo kamiennymi głowami krów.
Stając współcześnie przed pogruchotaną stertą cegieł, wyzierających spod pokrzyw i krzaków, trudno sobie wyobrazić, że dawniej pyszniła się tu bodaj najbardziej okazała budowla w regionie. Dwukondygnacyjny pałac po bokach fasady miał dwie, zakończone dzwonowato walcowate wykusze. Wyszczerbione resztki ich cokołów jeszcze niedawno można było rozpoznać w zachowanym murze fundamentów. Całą fasadę pokrywało niegdyś tradycyjne dla renesansowych zamków sgrafitto. Do głównego zrębu budowli dostawiono w 1769 roku dwa skrzydła oraz utworzono wyjście do ogrodów, otaczających budowlę od zachodu. W latach trzydziestych XIX wieku baron von Block-Bibran przebudował pałac, od zachodu wznosząc skrzydło łączące oranżerię z całym obiektem. W latach sześćdziesiątych Aurel hrabia von Rittberg przeprowadził kolejną, wielką renowację zabytku.
Tuż po zajęciu terenu przez Sowietów w lutym 1945 roku w gmachu urządzono szpital wojskowy. Wiąże się z tym faktem tajemnicze wydarzenie. Otóż niedaleko Modłej, w okolicach pobliskiej Wierzbowej, do prac remontowych przy torach kolejowych, prowadzących z Legnicy do Żagania, skierowano jeńców wojennych, przewiezionych tu ze Stalagu VIII „A” z Gorlitz. Wśród nich znalazł się Nowozelandczyk, Leslie Mc Iver, żołnierz elitarnej formacji LRDG, czyli grupy specjalnie szkolonej do działań na tyłach wroga, wsławionej przede wszystkim akcjami, przeprowadzanymi w Afryce przeciwko osławionemu Afrikakorps hitlerowskiego „Lisa Pustyni”, feldmarszałka Rommla.
Kiedy do Wierzbowej dotarły odgłosy nadciągającego frontu Mc Iver wraz z towarzyszem niewoli, Anglikiem, postanowili uciec przy najbliższej okazji w kierunku nadciągających oddziałów Armii Sowieckiej. Z relacji uzyskanych po wojnie przez rodzinę Nowozelandczyka wynika, że zamiar ten - wspólnie z grupą innych jeńców - zrealizowali podczas pędzenia ich na zachód w strzeżonej przez wachmanów kolumnie. Uciekinierzy zostali natychmiast ostrzelani, co skończyło się dla nich tragicznie. Lesliego ciężko zraniono, nie wiadomo jednak, czyja kula – sowiecka, wystrzelona w ciemności lutowego poranka przez sołdatów szpicy - czy niemieckich strażników – trafiła żołnierza LRDG. Do przekształconego na szpital pałacu trafił konający już z upływu krwi Mc Iver.
Opatrzony w tym samym polowym lazarecie, powierzchownie zraniony towarzysz ucieczki dowiedział się na miejscu od wojskowych lekarzy, iż jego przyjaciel nie żyje. Wręczono mu też zachowane drobiazgi, znalezione przy zmarłym I tu zaczyna się tajemnicza część tych wydarzeń. Kiedy po latach rodzina Mc Ivera zaczęła szukać jego mogiły okazało się, że takiego grobu nie ma nigdzie – ani na cmentarzach wojennych Armii Czerwonej w Bolesławcu, ani w pobliskim Chocianowie. Co więc stało się z ciałami, ekshumowanymi z wojennej nekropolii w Modłej ? Można tylko przypuszczać, że doczesne szczątki żołnierzy sowieckich oraz Lesliego Mc Ivera po prostu pochowano gdzieś jako ciała poległych Nieznanych.