Grupa Oto:     Bolesławiec Brzeg Dzierzoniów Głogów Góra Śl. Jawor Jelenia Góra Kamienna Góra Kłodzko Legnica Lubań Lubin Lwówek Milicz Nowogrodziec Nysa Oława Oleśnica Paczków Polkowice
Środa Śl. Strzelin Świdnica Trzebnica Wałbrzych WielkaWyspa Wołów Wrocław Powiat Wrocławski Ząbkowice Śl. Zgorzelec Ziębice Złotoryja Nieruchomości Ogłoszenia Dobre Miejsca Dolny Śląsk


Wspomnienia sprzed 70 lat…

     autor:
Share on Facebook   Share on Google+   Tweet about this on Twitter   Share on LinkedIn  
Siedemdziesiąt lat temu, w lutym 1945 roku uwolniony z okowów lodu Bóbr niósł ułamki kry, a na jego mrocznej toni migotały odbicia ogni pożarów i błysków artyleryjskich wystrzałów.
 Wspomnienia sprzed 70 lat…

 Wspomnienia sprzed 70 lat…
kliknij na zdjęcie, aby powiększyć.

W nadbrzeżnych, bezlistnych zaroślach czaiła się śmierć. Dla polskich robotników przymusowych, zwleczonych do ówczesnego Bunzlau i okolicznych wsi, nadciągające odgłosy armatniej kanonady i grzechot serii z broni maszynowej oznaczały upragniony kres niewolniczej pracy u niemieckich „panów” – ale zapamiętany z rodzinnych sadyb widok płonących domów i pokurczonych zwłok napawał przerażeniem i poczuciem bezradności, uświadamiał zawodność ludzkich nadziei w obliczu złowrogiej potęgi ognia i stali.

Pragnienie życia podsuwało rozpaczliwą potrzebę przeczekania gdzieś w ukryciu tego koszmaru, wciśnięcia się w jakąś szczelinę ziemi, gdzie nie mogły dosięgnąć człowieka przypadkowe kule, odłamki pocisków artyleryjskich i lotniczych bomb. Silniejsza jednak niż lęk o własne bezpieczeństwo była troska o losy najbliższych.

Kierując się nią dwunastego lutego kilkunastoletni Hieronim Ławniczk, Polak zatrudniony u bauera w Possen (obecnym Mierzwinie) wraz z kolegą, Zenonem Szczepaniakiem, pracującym w pobliskich Ocicach, postanowili razem udać się do szpitala w Bolesławcu, by odszukać ciężko chorego brata Zenka. Od strony miasta dobiegały odgłosy strzelaniny, panował powszechny chaos, robotników nikt już nie pilnował.

Chłopcy nie wiedzieli, że w tym czasie Bóbr stanowił chwilowe rozgraniczenie frontu, a pojawienie się na jego linii młodych cywilów mogło być potraktowane przez obydwie walczące strony jako działanie, wynikające z wypełniania jakiegoś wojskowego zadania przeciwnika. A to – o ile wcześniej nie zginą od przypadkowej kuli - oznaczało natychmiastowe pozbawienie ich życia – jako dywersantów lub zakamuflowanych zwiadowców.

Stała się jednak rzecz niezwykła – żołnierze niemieccy, ukryci w zagłębieniach terenu nad samą rzeką, gdzie również stały zamaskowane pojazdy pancerne - po wysłuchaniu wygłoszonego łamana niemczyzną, płaczliwego tłumaczenia Polaków zagrozili im tylko rozstrzelaniem i kazali natychmiast wracać.

Przerażeni chłopcy wrócili więc do Mierzwina wraz z napotkaną grupką uciekinierów, którzy na jakichś dziwacznych tratewkach, skleconych z różnych desek i resztek mebli, przepływali na „ich” stronę rzeki. Część uchodźców, próbujących znaleźć ratunek w przeprawie przez Bóbr nie miała jednak szczęścia – lodowata woda stanowiła kres ich udręki, tonęli w jej odmętach.

W piwnicach mierzwińskiego majątku koczowały grupki Niemców, w panice uchodzących zza Bobru przed Rosjanami. Gdy czternastego lutego wojska sowieckie wkroczyły do Possen - jak zapamiętał Hieronim - większość żołnierzy obładowana była butelkami spirytusu i czekoladami. Oczekujący wyzwolenia Polacy poczuli się wkrótce straszliwie zawiedzeni i upokorzeni. Na podwórku zaczęła się rzeź spędzonych świń, kur i indyków, do których wśród przekleństw strzelano z posiadanej broni, by następnie szybko przystąpić do oprawiania tusz.

Zabity drób kazano gotować wylęknionym niewiastom, natomiast wykorzystanie trzody kończyło się na wycięciu sadła - resztę porzucano. Noc nie przyniosła ulgi, co jakiś czas kolejni, zionący alkoholem mołojcy dokonywali „rewizji” i sprawdzenia dokumentów. Nie wszystkie kobiety zdołały się ukryć w zakamarkach zabudowań, część wpadła w ręce „wyzwolicieli”...

Nikt nie spał, bojąc się najgorszego. Nie tak wyobrażano sobie pierwszy dzień wolności ! Samorzutnie powstała grupa Polaków, pragnących jak najszybciej uciec z Mierzwina do rodzinnych stron. Wkrótce ich zdeterminowaną kolumnę marszową otwierał stary wózek ciągnięty przez ocalonego przypadkiem woła. Za nim podążała rodzina Ławniczaków i inni robotnicy. Na swoim „pojeździe” umieścili biało-czerwona flagę, uszytą przez mamę Hieronima z poszwy i prześcieradła.

Niestety, kilka znalezionych wcześniej rowerów odebrali im żołnierze jeszcze w majątku. Wędrowali drogą, obok której w rowach, zawinięci w wyciągnięte z domostw pierzyny leżeli sowieccy strzelcy, przygotowani na odparcie ewentualnego ataku wroga. Znów byli na linii walki !

W pewnym momencie zostali bezceremonialnie zatrzymani przez jadących na czołgach żołnierzy, którzy kazali natychmiast zdjąć flagę, szyderczo dodając, że to nie jest Polska i trwa wojna. Kiedy kolumna wkroczyła przez prowizoryczny most do Bolesławca, front został nareszcie daleko za plecami Polaków. W serca wstąpiła otucha - uwierzyli, że będą żyli...

Więcej informacji znajdziesz w gazecie bolesławieckiej
Express Bolesławiecki


Zdzisław Abramowicz



o © 2007 - 2024 Otomedia sp. z o.o.
Redakcja  |   Reklama  |   Otomedia.pl
Dzisiaj
Niedziela 19 maja 2024
Imieniny
Celestyny, Iwony, Piotra

tel. 660 725 808
tel. 512 745 851
reklama@otomedia.pl