Najogólniej rzecz ujmując - w terenie wyznaczano punkty, stanowiące wierzchołki wielkich trójkątów, tworzących sieć triangulacyjną, ustalano w nich wartości kątów, określano azymuty jak również dokładnie mierzono długości potrzebnych boków.
Wieże triangulacyjne i znacznie niższe od nich sygnały ustawiano dokładnie nad wyznaczonymi punktami, wskazanymi precyzyjne przez środek krzyża, wyrytego zazwyczaj w metalowych płytkach, opatrzonych czasem stosownymi napisami i trwale zakotwionymi w solidnych, betonowych cokołach, wkopywanych głęboko w podłoże.
Wkrótce po drugiej wojnie światowej odtworzono sieć triangulacyjną na obszarze, włączonym w nowe granice Polski. Wzniesione wtedy wieże w latach pięćdziesiątych, a nawet sześćdziesiątych ubiegłego wieku stały jeszcze w kilku miejscach powiatu bolesławieckiego. Ażurowe, wysokie konstrukcje montowano najczęściej z sosnowych, okorowanych bali, łączonych stalowymi śrubami i dodatkowo wzmacnianych klamrami.
Ich żywotność nie była przewidziana na więcej niż kilkanaście lat, po dokonaniu pomiarów stanowiły już bowiem tylko charakterystyczny element krajobrazu. Nie konserwowane, w istocie niepotrzebne powoli dogorywały, nawiedzane przez ciekawskich, wspinających się na butwiejące pomosty. Niektóre przetrwały jednak nawet kilkadziesiąt lat, więc zmurszałe groziły zawaleniem w czasie silniejszych wiatrów.
Bez porównania trwalsze okazały się płytki punktowe, zakotwione w betonowych cokołach. Niestety, ludzka naiwność prowokowała później napalonych „poszukiwaczy” do rozkopania części miejsc, gdzie je osadzono. Być może spodziewali się ukrycia pod nimi jakiegoś skarbu, bo trudno sądzić, że tylko zwykły, prymitywny wandalizm mógł skłonić owych tępych niszczycieli do niewątpliwie męczącej pracy – wydobycia z wykopu ciężkiego, odwróconego betonowego „grzyba”.
Skądinąd kradzieże wyrywanych z gruntu, starych, granitowych słupków granicznych, dawnych piaskowcowych drogowskazów czy nawet przenoszenie do ogródków detali ze zdewastowanych nekropolii nie jest – niestety ! - „dziełem” tylko osobników z tak zwanego „marginesu”…
Z nostalgią wypada skonstatować, iż podobnie jak w wielu innych dziedzinach naszego życia również w odniesieniu do triangulacji nowoczesna, superprecyzyjna aparatura wyparła już niemal całkowicie mniej doskonałe urządzenia geodezyjne – wśród nich zachwycające swoim kształtem, zasłużone optyczne teodolity. Warto więc przypomnieć niektóre miejsca, gdzie kilkadziesiąt lat temu mieszkańcy Bolesławca mogli jeszcze oglądać wieże triangulacyjne.
Jedną z nich zbudowano niegdyś tuż przy ruinach tak zwanego „domu celnego”, dogorywającego w towarzystwie dziczejących owocowych drzew obok drogi, biegnącej do Bukowego Lasu. Jej krótki, prowizorycznie wyasfaltowany odcinek po 1945 roku przez pewien czas stanowił część dojazdu do szosy, wiodącej w kierunku Dobrej i Ruszowa. Za dawnymi Bolesławicami fragment tej - funkcjonującej już od kilkudziesięciu lat - głównej trasy był bowiem po wojnie nieczynny z powodu zniszczenia drogowego mostu nad kolejowymi torami, prowadzącymi do Węglińca i dalej.
Sporo czasu po upadku wspomnianej wieży można było oglądać na jej miejscu oznaczenie punktu, sąsiadujące z ruinami „Zollhausu”. Zakopany w ziemi betonowy słup z metalową płytką został jednak wydobyty i przepadł.
Podobnym obiektem, przyciągającym niegdyś uwagę turystów, była wieża, zlokalizowana kilkaset metrów od szosy, prowadzącej do Jeleniej Góry. Postawiono ją w lesie na wzniesieniu, zdecydowanie górowała więc nad okolicą. U schyłku jej drewnianego „żywota” wędrowcy, dość nierozważnie włażący tam na ostatnią platformę, podziwiali z niej panoramę okolicy. Kiedy konstrukcja runęła, jej szczątki próchniały przez następne kilkanaście lat.
Jeszcze innym miejscem lokalizacji urządzenia triangulacyjnego był las w okolicy Kliczkowa, tam chybotliwa wyżka stała najkrócej.
Żadnej z drewnianych wież triangulacyjnych w pobliżu Bolesławca już nie ma, miejsca oznaczonych punktów porosły krzewami i trawą bądź – jak w przypadku tego obok drogi do Bukowego Lasu – zostały zniszczone.
Kształt tych ciekawych budowli, utrwalony na czarno-białych fotografiach, przypomina nie tylko o ich istnieniu, ale też niezastąpionej roli w dawniejszym sposobie przeprowadzaniu pomiarów geodezyjnych kraju.